czwartek, 19 maja 2016

Krótko o tym jak dostałam weny i zepsułam sobie bloga

Kabel USB


Od dłuższego czasu zabieram się za napisanie posta o moich osiemnastych urodzinach. Zależy mi najbardziej na wstawieniu zdjęć z przyjęcia. Mam w głowie cały szablon wpisu, rozmieszczenie fotografii i podpisów pod nimi...  Jednak aparat leży za daleko, a kabel USB już dawno zaginął w akcji. W  ten sposób opisanie tego dnia odłożę na kolejny tydzień, chociaż kto wie, może uda mi się wcześniej zmusić do wyjścia z pokoju na poszukiwania kabla? 
Mam nadzieję, że dam radę wyrobić się z tym przed kolejnymi urodzinami, ale ze mną i moim lenistwem nigdy nic nie wiadomo.

Wieczność jest bardzo nudna, szczególnie pod koniec. ~ Woody Allen

Inna Wena


Dzisiaj poczułam przypływ weny, ale tej mojej  ZŁEJ WENY. To taki stan, w którym mam jakiś pomysł - na pierwszy rzut oka całkiem fajny, jednak jest nieprzemyślany co może przynieść różne efekty, niekoniecznie takie jakie bym chciała, a najczęściej wręcz przeciwnie. A później moje przemyślenia:
,,Czasami lepiej  nic nie ruszać. Usiąść i poczekać aż ta "inna wena" przejdzie."
I tak jest za każdym razem, kiedy za bardzo się nudzę i na siłę próbuję coś zrobić.

Teraz też tak było, znudzona leżeniem w łóżku, przyćpana przeciwbólowymi i kofeiną postanowiłam zrobić porządek (nie, nie w pokoju mamo) w zakładkach. Każdy kto mnie zna od strony technicznej wie, że używam głównie przeglądarki Google Chrome, a ponieważ robię to nałogowo, toteż ilość zakładek, folderów i podfolderów jest całkiem pokaźna. I tutaj zaczyna się jakże interesująca akcja.
Zaczęłam przeglądać i usuwać niepotrzebne zakładki, aż w końcu natknęłam się na mojego starego bloga (tak, tego) i postanowiłam go ogarnąć oraz w przyszłości wznowić dodawanie postów.

 Był tu tylko jeden wpis sprzed roku, a dokładnie z 9 maja 2015r. Przeczytałam go kilka razy, był całkiem fajny i chociaż temat może trochę smutny, to tak naprawdę nie było przeciwwskazań, żeby mógł tu zostać. Jednak jak widać - ostatecznie zrobiłam inaczej i usunęłam post. Dlaczego? Nie chciałam, żeby kogoś zranił - a mógł zranić kilka osób, w tym mojego obecnego chłopaka. Usunięte, pozamiatane - ćśśśś nikt nic nie wie.

Dzięki temu mogłam dać tej stronce drugą szansę, bez żadnych przestarzałych  wspomnień, sytuacji wyrwanych z kontekstu, bez niedomówień. Żałuję tylko jednego, że nie zapisałam sobie nigdzie tamtego posta i nie będę mogła już nigdy do niego wrócić i go przeczytać. To jest właśnie efekt tej złej weny i działania pod wpływem chwili. 
Ostatecznie może bloga przez to nie zepsułam, ale na pewno uszczupliłam jego archiwum. Jest też dobra strona dzisiejszego natchnienia - zmieniłam wygląd strony, odświeżyłam ją i ożywiłam. Poprzednie jej wydanie (odcienie szarości i czerwieni, druty kolczaste, nieprzyjemna, ostra czcionka)  kojarzyło mi się z jakimś obozem śmierci. Zmiany naprawdę były potrzebne, nie tylko stronce.


Kończąc ten post wstawiam linka do nutki, która towarzyszyła mi przez cały dzień  ;)